Wierzba głowiasta to nie odrębny gatunek drzewa, tylko jej forma, kształt nadany ludzką ręką. W Polsce taką formę najczęściej nadaje się wierzbom białej i kruchej. Te wierzby naturalnie wyrastają w duże drzewa, mają miękkie drewno, szybko ulegają owadom i grzybom. Z tego powodu później łatwo rozłamują się czy to przy dużym wietrze czy to przy okiści. Gdy rozłamane konary upadną gdzieś w łęgu, to albo łatwo się ukorzenią i wyrosną w nowe wierzby albo rozłożą się i dostarczą materii organicznej w tym siedlisku.
Tę łatwość ukorzeniania się wierzbowych gałęzi wykorzystali ludzie. Najpierw na podmokłych terenach dzisiejszej Holandii a stamtąd to poszło dalej. Gdy dziś widzimy głowiaste wierzby – myślmy – to tradycyjny polski krajobraz, pod taką wierzbą siadywał Chopin. A tymczasem głowienie wierzb zaprowadzili w Polsce osadnicy z Holandii i Fryzji, osiedlani na prawie holenderskim, stąd nazywani olędrami.
Osiedlali się na podmokłych terenach, bo tam był wolny teren do zagospodarowania:
Wtykali w ziemię wierzbowe kije a te się ukorzeniały i wyrastały w drzewa. Drzewo ciągnie wodę z gleby przez korzenie a potem pompuje ją w koronę, do liści. Potrzebna jest tam drzewu do życia, do produkcji cukrów, do regulacji temperatury. W gorące dni woda paruje przez liście, schładzając drzewo. Woda paruje, czyli za pomocą wierzby z gleby leci w powietrze. Zatem wierzba osusza glebę. Dlatego wbijano żywokoły wokół zabudowań – robiono wierzbowy płot, który osuszał podwórko. Dlatego sadzono wierzbowe szpalery wzdłuż dróg – żeby osuszyć drogę, dać cień i chłód podróżnym.
Tereny podmokłe to doliny rzeczne a naturalne, nieuregulowane rzeki wylewają. Gdy na wiosnę pękały lody to rozlewiskiem szła kra. Szpalery wierzb od strony rzeki zatrzymywały wiosenną krę, chroniły gospodarstwa przez zniszczeniem.
Olędrzy sadzili więc wierzby. A potem nie ścinali ich równo z ziemią, tylko obcinali gałęzie z korony, zostawiając pień. Drzewa wytwarzają tzw. pąki śpiące – zawiązki nowych pędów na wypadek uszkodzenia przez mróz, złamania czy zjedzenia tych już rosnących. Po obcięciu dużych gałęzi, pąki śpiące się „budziły” i z pnia wyrastały nowe pędy. Po kilkukrotnym obcięciu gałęzi, w koronie drzewa wytwarzało się zgrubienie – nazwane przez ludzi głową. Stąd wierzby głowiaste. Taki sposób gospodarowania pozwalał na ciągłe pozyskanie surowca drzewnego i wykorzystanie go w gospodarstwie. Liście były paszą dla zwierząt (liściarka), z witek i prętów wierzbowych wyplatano kosze, więcierze, meble, itp. Grubsze gałęzie wtykano w ziemię jako kolejne żywokoły czy też robiono z nich żerdzie do wozów drabiniastych. Pozyskiwane drewno było też opałem, jako że chłopi nie mogli wyrąbywać drzew z pańskiego lasu.
Tak ukształtowane drzewo szybko staje się bogatą biocenozą, domem do wielu stworzeń – ptaków, ssaków, gadów, płazów, licznych bezkręgowców, grzybów i roślin.
W „głowie”, gdzie jest mnóstwo zakamarków, ptaki wiją swoje gniazda, przynoszą nasiona roślin a te kiełkują i wyrastają – stąd powiedzenie o gruszkach na wierzbie.
Miękkie drewno szybko próchnieje (ulega rozkładowi powodowanemu przez grzyby) a w takim materiale łatwo tworzą się dziuple – zatem pojawiają się kolejne schronienia. W próchnie żerują owady.
Często zdarza się, że wypróchnieje cały pień od środka, ale że drzewo ma żywe tkanki na obwodzie, tuż pod korą, nie przeszkadza to wierzbie. Ogławianie przedłuża życie wypróchniałej wierzby, bo częste cięcie gałęzi sprowadza w dół środek ciężkości, zatem zapobiega rozłamaniu się drzewa.
Dziuple w koronie są zasiedlane przez kaczki krzyżówki, grzywacze, drozdy, dudki, uszatki, pójdźki, puszczyki a te u podstawy – są zimowiskiem dla ropuch, jeży, myszy czy zaskrońców. Na ogłowionych wierzbach można spotkać gniazda bocianie.
Drzewa wytwarzają kwiaty na młodych pędach, których regularnie ogławiana wierzba ma dużo. Zatem mocno kwitnie. A, że kwitnie wcześnie i ma dużo pyłku – jest pierwszym pożytkiem dla pszczół, motyli i innych owadów które wybudzają się po zimie i szukają pokarmu.
Ludzie też nauczyli się korzystać z dobrodziejstw wierzby – kora wierzbowa zawiera duże ilości salicylanów, jest naturalną aspiryną. Podobnie zresztą kwiaty wierzbowe, czyli bazie (kotki). Stąd tradycja ludowa jedzenia bazi z palmy wielkanocnej dla odpędzenia chorób. Podpalone próchno wierzbowe dobrze się tli, dając dym – było używane przez pszczelarzy do odymiania pszczół.
Olędrów już nie ma, gospodarze zapominają o głowieniu, warto się im przypomnieć. Kilkanaście lat temu zaobserwowano spadek populacji dudka na Mazowszu. Towarzystwo Przyrodnicze Bocian zaczęło wieszać budki dla dudków, ale, że te były obite blachą – szybko były dewastowane przez lokalnych złomiarzy. Lepszym rozwiązaniem okazało się zadbanie o dziuplaste wierzby. Ciekawa sprawa – wszystkich wierzb Bocian nie da rady ogłowić. Ale, gdy zaczynamy ciąć we wsi, przychodzą gospodarze, przyglądają się, gadają i przypomina im się, że od zawsze mieli z tego korzyści. I zaczynają ogławiać sami! Ogławianie prowadzi też Kampinoski PN na swoim terenie dla zachowania krajobrazu kulturowego. Obcięte gałęzie zostają dla gospodarzy a żywokoły sadzimy, uzupełniając luki w szpalerze. I tak to się kręci.
Wierzby głowiaste wrosły w polski krajobraz kulturowy. Pod taką wierzbą pokazano Chopina – mówię o pomniku w warszawskich Łazienkach. Jak głosi „legenda” Chopin usłyszał swoje mazurki w świstach wiatru w wierzbowych dziuplach, w dźwiękach piszczałek, które pastuszkowie strugali z wierzbowych patyków. W wierzbie mieszkał diabeł Boruta – polski szlachcic przecież, od wierzby swoje imię wziął Rokita, inny polski diabeł. W Holandii wierzby głowiaste są oficjalnie uznane za dziedzictwo kulturowe, jeśli ktoś nie może ogłowić swoich, zgłasza to, a ktoś mu te wierzby ogławia.
Głowienie wierzb może też być ratunkiem dla tych posadzonych w miastach. Zanim zapadnie decyzja o wycince, dendrolog powinien zbadać stan drzewa. I co napisze o starej wierzbie? – że jest wypróchniała w środku i że grozi rozłamaniem (co jest prawdą). Takie drzewo często uznaje się za zagrażające i wycina. A dla wierzby wypróchniały, pusty w środku pień to fizjologiczna norma. Wystarczy ją ogłowić a zagrożenie rozłamaniem znika. Drzewo puszcza dużo młodych pędów i choć okaleczone – żyje. I jest domem dla wielu stworzeń, nawet w mieście. I jest zielenią miejską, starym drzewem o grubym pniu. Taka wierzba rośnie choćby na Ursynowie, przy Domu Sztuki, rosła tam 35 lat temu, gdy studiowałem na SGGW i mieszkałem w akademiku nieopodal. Po latach się zestarzała i były plany jej usunięcia, jednak zwyciężył zdrowy rozsądek i wierzbę pozostawiono i ogłowiono. Ma szansę żyć jeszcze długie lata.
Gdy wędruję przez wiejskie tereny i widzę stare wierzby rosnące w szpalerze na planie prostokąta wiem, że to ślad po dawnym gospodarstwie. W tym miejscu ludzie mieszkali przez kilkaset lat, żyli, umierali, pracowali. Ludzie odeszli, zostały po nich wierzby. Drzewa okazały się dużo trwalsze niż budynki postawione ludzką ręką. Sadźmy więc wierzby, za kilkaset lat być może tylko one po nas pozostaną. Szumiąc na wietrze, będą nas wspominać, opowiadać naszą historię.
O wierzbach opowiada Paweł Tkaczyk – leśnik, przyrodnik, dendrofil, mykofil wolontariusz Towarzystwa Przyrodniczego “BOCIAN” i CMOK, aktywista Lasów i Obywateli, FOTA4Cli
Robert Toczewski
Związek Polskich Fotografów Przyrody – Okręg Mazowiecki